Jedzenie

Naleśniki białkowe „for dummies”

Naleśniki z mniejszą ilością węgli i bardziej pożywne dzięki białeczku. Czyli jak być fit i nic na tym nie stracić 😉


Po pierwsze wyjaśnijmy sobie, jak działają naleśniki i jakie pułapki na nas czyhają.

Taki najbardziej podstawowy przepis na naleśniki można opisać następująco:

  • szklanka mąki pszennej
  • jedno jajo
  • ~1,5 szklanki mleka

i to wystarcza na 2 osoby. Mąka daje nam „ciastowatość”, dzięki niej placki nie rozrywają się i są elastyczne. Jajo nadaje pulchność, dzięki niemu ciasto rośnie. Jeśli da się za dużo jajek, to na patelni robią się bąble, a placek smakuje jak omlet. Mleko nadaje konsystencję i aromat, teoretycznie można zastąpić je wodą.

Jeśli mąka z jakiegoś powodu jest ciężka, np. chcesz być fit do kwadratu i wziąłeś mąkę pełnoziarnistą, to naleśniki mogą mieć problem wyrosnąć. Wtedy z pomocą przychodzi proszek do pieczenia. Ciasto rośnie bez dodawania kolejnego jaja.

A co jak część mąki zastąpimy białkiem? Pojawiają się następujące problemy:

  1. Ciężko wyrobić jednolitą masę i mamy grudki w cieście;
  2. Naleśniki wychodzą jak kapcie – wolą się łamać w pół, niż dać zawinąć;
  3. Ciasto może się rozpadać, np. naleśnik się rwie podczas przewracania na patelni.

Dobra wiadomość jest taka, że wystarczy podejść do tych problemów metodycznie, i wtedy za każdym razem będą wychodzić normalne naleśniki!

Jak zrobić naleśniki z białkiem

Składniki:

  • białko, najlepiej WPI naturalne (czyste białko bez słodzików itp.)
  • jajko od szczęśliwych kur
  • mąka pszenna, im bardziej zwykła tym lepiej
  • mleko, najlepiej z świeże a nie UHT
  • coś do smażenia, ja daję masło klarowane
  • proszek do pieczenia, 1-2 szczypty

Potrzebny sprzęt:

  • miska z zaokrąglonym dnem
  • kubek
  • mikser / trzepaczka
  • 2 noże
  • łyżka
  • patelnia do naleśników
  • płaska szpatułka kuchenna
  • chochla do nalewania

 

Na początek odmierzam miarkę białka (to jest taka bezpieczna ilość) i wsypuję do kubka. Resztę kubka wypełniam mąką.

 

Przesypuję zawartość kubka do miski, dodaję 1-2 szczypty proszku do pieczenia i mieszam suche składniki łyżką.

Istotnym jest, aby miska miała zaokrąglone dno, gdyż inaczej białko będzie zbierało się w kancie miski, co utrudni wyrobienie gładkiego ciasta.

 

Zaczynam dodawać mokre składniki – wybijam jajko oraz wlewam trochę mleka. Biorę 2 noże i zaczynam nimi wyrabiać ciasto (tak jak się robi na ciasto kruche).

Dlaczego tak? Otóż im mniej płynu, tym większa szansa na rozbicie grudek. Na początku daję tak mało mleka, że mikser miałby problem z tak gęstą masą. Łyżka by się oblepiała. Najlepiej sprawdzają mi się noże.

 

Po wyrobieniu ciasta nożami biorę jeszcze raz łyżkę i jeżdżę jej spodnią częścią po dnie miski, rozbijając tym samym wszelkie niedoskonałości.

Biorę trochę masła klarowanego i roztapiam je na patelni (na której będę później smażyć), aby dodać je do ciasta. Zmniejszy to szansę na przywieranie ciasta podczas smażenia.

 

Następnie dolewam już docelową ilość mleka i wyrabiam ciasto mikserem. Zajmuje to moment, bo nie ma żadnych grudek. Powinno na koniec wyjść lejące, ale lekko gęste ciasto. Końcówkę od miksera najlepiej umyć od razu, bo inaczej szybko zasycha i ciężko się myje.

 

 

TERAZ UWAGA. 

Po wyrobieniu ciasta trzeba dać mu odpocząć. Zostawiam je na jakieś 20 minut, aby białko wchłonęło mleko. Zajmuję się w tym czasie przygotowaniem nadzienia do naleśników albo gdzieś idę sobie coś porobić. Po pewnym czasie ciasto zrobi się wyraźnie bardziej kremowe.

 

Po 20 minutach ciasto pozdrawia! Teraz należy dobrze rozgrzać patelnię (na naszej indukcji to jest poziom 6-7), dać na środek trochę masła (mi inaczej przywiera) i wlać ciasto chochlą.

Po czym poznać czas na odwrócenie naleśnika? Zacznie mieć lekko przyschnięte brzegi, wtedy można zacząć sprawdzać szpatułką, czy już zawiązał się placek. Jeśli sytuacja wygląda stabilnie, to nie ma co czekać. Warto najpierw przelecieć szpatułką pod całą powierzchnią naleśnika, czy aby na pewno nigdzie nie przywarł, a następnie obrócić. Im większa szpatułka, tym łatwiej. Smażenie drugiej strony trwa znacznie krócej.

 

 

I voilà! Mam coś, co wygląda jak naleśnik, zachowuje się jak naleśnik i smakuje jak naleśnik – jak widać wyszedł normalny naleśnik. Tyle że białkowy 🙂

Nadmiarowe naleśniki przykrywam folią spożywczą, aby się nie zeschły. Polecam taką folię w arkuszach, nie ma wtedy odwiecznego problemu „jak przedrzeć folię”.

Wyżej przedstawiona metoda sprawdzi się równie dobrze do pieczenia białkowych gofrów.

Na koniec sprzedam jeszcze pro-tipa, jeśli chodzi o nadzienie. Nie trzeba być kreatywnym, żeby wymyślić coś ekstra: wystarczy wejść na stronę Manekina – słynnej toruńskiej naleśnikarni, sprawdzić gotowe kompozycje w menu i wpisać na listę zakupów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *